Ni pies, ni wydra, czyli urocza opowieść z okrutnym zakończeniem


rys. Antoni Zaleski

Polszczyzna pozwala skorzystać z wielu urokliwych frazeologizmów, kiedy mamy problem z nazwaniem czegoś lub kogoś. Zamiast kwitować krótkim słowem "dziwactwo", możemy o niecodziennie wyglądającej rzeczy powiedzieć, że jest to "ni to, ni owo", "ni z pierza, ni z mięsa", "ni rak, ni ryba", "ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra." Mimo iż to ostatnie powiedzenie na stałe weszło do języka polskiego w XX wieku, wielbiciele twórczości  Jana Chryzostoma Paska przypominają, przy okazji rozmów o pochodzeniu frazeologizmu, wydarzenia opisane w "Pamiętnikach" sarmaty i sugerują, że fraza z nich się wywodzi.

Było to w roku 1680. Jan Chryzostom Pasek budził podziw szlachty województwa krakowskiego z wielu powodów. Jednym z nich była wydra, którą oswoił, wytresował, pieszczotliwie nazywał Robakiem i traktował z taką czułością, że pozwalał jej nawet spać na swym łóżku.

Wydra posiadała szereg zdumiewających umiejętności:
- na zawołanie łowiła ryby i przynosiła je swemu panu,
- pilnowała w nocy gospodarza a gdy w sypialni pojawiał się ktoś obcy, wszczynała alarm,
- nikomu nie pozwalała się zbliżyć do Paska, kiedy ten pijany zapadał w głęboki sen,
- zaprzyjaźniła się z miejscowym psem, ale inne zwierzęta potrafiła skłonić do ucieczki,
- chodziła przy nodze swego pana niczym pies,
- była nadzwyczaj dobrze ułożona i dbała o porządek.
Miała także swoje kulinarne upodobania. Jadała wyłącznie gotowane mięso, a najbardziej smakowały jej gotowane gołąbki.

Sława wydry dotarła do króla Jana III Sobieskiego, który zapragnął mieć zwierzątko w Warszawie. Wysłał więc swojego sługę pana Straszewskiego z prośbą o darowanie wydry. Jan Chryzostom Pasek był zaszczycony prośbą króla i choć ciężko mu było rozstać się z ulubieńcem, oddał zwierzę załączając długi opis jego umiejętności i upodobań, a także wskazówek i porad, jak się Robakiem opiekować. Uradowany Sobieski odwzajemnił się szlachcicowi przysyłając dwa piękne, tureckie konie.

W Warszawie wydra dostała mięciutką poduszeczkę haftowaną złotem, a do zabawy wielkie naczynia wypełnione wodą, w których pływały ryby i raki. Dworaków, którzy chcieli ją pogłaskać gryzła, ale gdy król Jan przesuwał rękę po jej sierści, mrużyła oczy z zadowolenia.

Niestety po dwóch dniach wymknęła się z pałacu. Szukano jej wszędzie bezskutecznie. Niepocieszony król kazał ogłosić, by ten co znajdzie wydrę przyniósł ją do zamku. Wkrótce okazało się, że jakiś dragon nie domyślając się wcale, że celuje do ulubieńca króla, zabił zwierzątko z muszkietu biorąc je zwykłego szkodnika. Rozgniewany król najpierw kazał dragona rozstrzelać Pod wpływem jednak spowiednika i biskupów złagodził karę. Dragon miał otrzymać 15 000 rózeg. Otrzymawszy dwa i pół tysiąca razów, umarł.

Zobacz także