Żyć na kocią łapę


Młoda kobieta i kot

Wydaje się, że ten potocznie używany frazeologizm łączy w sobie obserwacje dotyczące gwarancji, jakie dają niespisane umowy z charakterem kotów.

Często partnerzy, którzy doszli do porozumienia i ustalili zasady wzajemnej współpracy, etap negocjacji kończą uściśnięciem sobie dłoni na znak, że mają wobec siebie czyste intencje i zamiary. Jeśli przed uściśnięciem dłoni spisali ustalenia i opatrzyli je podpisami, istnieje większe prawdopodobieństwo, że dobrze się zrozumieli. W przypadku wątpliwości zawsze mogą odwołać się do napisanego tekstu. Jeśli umowa dodatkowo zawarta została w obecności innych osób, rosną szanse, że zostanie wykonana.

Osoby, które mają poważne i długofalowe zamiary wobec partnera nie powinny więc mieć problemów ze sformalizowaniem, czyli podpisaniem umów.
Bywa jednak i tak, że dana osoba nie jest pewna swoich decyzji i obawia się, że realizacja przyrzeczeń może być dla niej trudna, albo w ogóle nie ma zamiaru ich realizować, dlatego chce zastrzec sobie prawo do szybkiego zerwania umowy, bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji. W takim wypadku unika podpisywanie czegokolwiek, a i świadkowie nie są jej potrzebni. W każdej chwili może wycofać się z ustaleń cichaczem niczym kot. Ludziom, którzy zawierają umowy bez  zamiaru ich dotrzymania przypisuje się także inną legendarną kocią cechę - wredność.

Takie skojarzenia leżą u źródeł zwrotu "żyć na kocią łapę" używanego wobec dwojga ludzi, którzy mieszkają razem jak małżeństwo nie dopełniwszy jednak żadnych formalności. Od setek a nawet tysięcy lat bardziej cenione społecznie są te związki, które zawarto formalnie przed przedstawicielem odpowiedniej instytucji. Najlepiej, kiedy związek gwarantowany jest przysięgą przed Bogiem, złożoną w obecności duchownego. Przysięgi małżeńskie składane bez świadków i niepotwierdzone na piśmie traktowane są lekceważąco i uważane za nieistotne, chwilowe i dające tyle gwarancji, co uścisk kociej łapy.

Zobacz także