Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało


W ten sposób zwracamy się do kogoś, kto popadł w kłopoty na własne życzenie, bowiem nie przewidział negatywnych konsekwencji swych działań.

Frazeologizm zawdzięczamy Molierowi, który historię nieszczęśliwego Dyndały przedstawił w komedii "Grzegorz Dyndała, czyli mąż zmieszany" i Tadeuszowi Boyowi-Żeleńskiemu, który utwór genialnie przetłumaczył na polski.

Zapewne ciekawi jesteście, czego naprawdę chciał przysłowiowy Dyndała i cóż go przywiodło do opłakanego stanu?

Otóż Grzegorz będąc bardzo zamożnym chłopem, zapragnął wznieść się ponad swój stan społeczny i ożenić z panną ze szlacheckiego rodu. Realizując swój plan, nie przewidział, ile utrapień będzie go w związku z tym czekać. Szlachta bowiem źle traktowała osoby, w żyłach których nie płynęła błekitna krew. Tolerowano je ledwie, lekceważono i wykorzystywano finansowo. W domu Dyndały panowała więc nieznośna atmosfera. Żona, zmuszona przez rodziców do tego mariażu, nie szanowała go, jawnie okazywała pogardę, a skrycie romansowała z wysoko urodzonym sąsiadem. 

Teściowie Grzegorza chętnie korzystali z jego pieniędzy, by wesprzeć swoje interesy, a w zamian udzielali mu lekcji dobrych manier i savoir-vivre'u. Że względu na różnicę pochodzenia nie pozwalali mu, by nazywał ich teściami, a córkę żoną, mimo że sami mówili do niego "zięciu". Dyndała zmuszony był zwracać się do nich słowami "pan" i "pani", by oddać należny szacunek jako osobom lepiej urodzonym "Panią" mial nazywać nawet swoją żonę. To właśnie podczas jednej z udzielanych mu lekcji grzeczności, załamany Grzegorz wygłosił słynną sentencję: "Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało, sam tego chciałeś...".

Ożenek ze szlachcianką o bardzo nieszlachetnym charakterze przyniósł Grzegorzowi pasmo upokorzeń i jedną jedyną korzyść. Zamiast Grzegorzem Dyndałą mógł zwać się panem na Dyndalach. Poznawszy prawdziwy charakter swej żony, mężczyzna chciał tylko jednego, przekonać teściów o jej łajdactwie.

Zobacz także