Dozorca - najbardziej zaszczytna funkcja dla studenta


Ulica w Wilnie, przy której mieściły się
studenckie stancje

Współcześnie słowo "dozorca" nie kojarzy się z prestiżem i zaszczytami. W XIX wieku było jednak inaczej, przynajmniej w Wilnie. Wybitny historyk literatury Piotr Chmielowski w książce "Adam Mickiewicz. Zarys biograficzno-literacki" wiele miejsca poświęca opisowi warunków, w jakich przyszły wieszcz zdobywał wiedzę studiując w tamtejszym uniwersytecie. Okazuje się, że rektor tej uczelni w ramach troski o należyte kształcenie i wychowanie przyszłej elity powoływał tzw. dozorców zwanych również "postrzegaczami" do pilnowanie studentów.

Dozorcą mógł zostać tylko taki słuchacz uniwersytetu, który osiągał celujące wyniki w nauce i odznaczał się wyjątkową, godną naśladowania postawą moralną. Zadaniem dozorców było przypilnowanie kolegów, by systematycznie uczęszczali na wykłady i zajęcia oraz regularnie bywali w kościele.

Dozorcy odwiedzali także swoich podopiecznych w mieszkaniach przynajmniej raz w tygodniu, sprawdzali, czy ci o przyzwoitej porze wracają na noc na stancję i czy poświęcają wystarczająco wiele czasu na naukę. Rektor zobowiązał ich także do niezwłocznego informowania władz uczelni o dostrzeżonych uchybieniach studenta. Nagany mogli oczekiwać zwłaszcza ci delikwenci, którzy w sposób nieumiarkowany oddawali się przyjemnościom życia towarzyskiego, w tym schadzkom i pijaństwu.

Jak łatwo się domyślić, nie wszyscy "postrzegacze" byli zachwyceni powierzonymi im obowiązkami. Nie mogli jednak odmówić rektorowi przyjęcia zaszczytu. Władze uniwersytetu zatroszczyły się, by wysiłek dozorców należycie wynagrodzić pochwalnym wpisem w aktach. Równocześnie wszyscy studenci zostali ostrzeżeni, że poniosą przykre konsekwencje, gdyby wyróżnionym czynili jakieś przykrości.

Wydaje się jednak, że dozorcy, mimo że wybrani wśród najsolidniejszych studentów, nie przykładali się zbyt do swych obowiązków. Za czasów Adama Mickiewicza, studenci masowo "tracili czas" spiskując, imprezując i udzielając się w tajnych stowarzyszeniach. Po latach przyjaciel poety, także poeta, Antoni Edward Odyniec pytany o "postrzegaczy" nie pamiętał nawet, komu przypadła ta funkcja i jak się z niej wywiązywano.

Zobacz także